piątek, 4 stycznia 2013

Rozdział 6



Znowu siedziałam obok Mark’a i nie wiedziałam, co mam robić. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam mu w oczy. Wiedział, że jest coś nie tak…
-Caroline? – spytał delikatnie.
Wstałam z kanapy i wybiegłam z jego domu. Wbiegłam do winy i szybko nacisnęłam przycisk „parter”. Mark ruszył za mną, lecz nie zdążył. Prędko przebiegłam przez recepcję i wydostałam się na zewnątrz i zaczęłam biec w stronę domu.
Nie wiem jaki impuls na to wpłynął , ale czułam, że muszę biec do domu. Muszę się dowiedzieć kim jestem… Muszę się dowiedzieć jak umarłam… I czemu…
Po paru minutach byłam już na tym sympatycznym osiedlu. Zgubiłam Makr’a przy plaży(dzięki Bogu, potem wcisnę mu jakiś kit). Zatrzymałam się przed furtką do mojego… domu. Była otwarta. Podeszłam do drzwi wejściowych. Chciałam zapukać, ale się bałam. Zamknęłam oczy i skupiłam się na wnętrzu domu. Nikogo w nim nie było. Złapałam za klamkę. Zamknięte. Rozejrzałam się dookoła. Wiedziałam, iż muszę uważać na wstrętnych sąsiadów.
Obeszłam dom i zobaczyłam, że balkon jest otwarty. Skoczyłam w górę i znalazłam się na balkonie. Bezszelestnie weszłam do sypialni, która chyba należała do moich rodziców. W pokoju pomalowanym na fioletowo było ogromne łóżko i mnóstwo szafek oraz półek, an których stały rodzinne zdjęcia. Przyjrzałam się im. Byłam na nich ja, moja mama, tata i… brat. Słodki blondynek o czarnych włosach i brązowych oczach, najwidoczniej odziedziczonych po ojcu.
Po moim policzku spłynęła łza…
-Ja nic nie pamiętam… - powiedziałam do siebie.
Wyszłam z sypialni i szłam wzdłuż korytarza urządzonego w jasnych i ciepłych odmianach żółci. Zatrzymałam się przed zamkniętymi drzwiami, które po chwili otworzyłam. To był mój pokój… Bez wahania weszłam do środka i uważnie rozejrzałam się po skromnym pokoiku, w którym było łóżko, biurko z laptopem, garderoba i jedna komoda, na której były poustawiane zdjęcia. Na ścianach wisiały dyplomy za wzorowe zachowanie i znakomite wyniki w nauce. Mój wzrok przykuła nazwa szkoły… Liceum imienia Isaac’a Newton’a…
Usiadłam na niepościelonym łóżku i skupiłam się. W mojej głowie rodził się plan…
Na początku przejrzałam wszystkie szuflady i garderobę. Czarne i granatowe ubrania, książki, notatki, papiery… Przejrzałam wszystko… Nie znalazłam nic, co by mnie zaciekawiło i nakierowało na jakiekolwiek osoby, poza rodziną. Nie miałam żadnych przyjaciół? Nie pamiętałam, czy przyjaźnie się jakoś dokumentuje, ale chyba jakieś namiary na przyjaciółkę czy coś, jakieś zdjęcia na ścianie…
Wyjrzałam przez okno, za którym zobaczyłam sympatyczne osiedle.
Caroline, czemu chciałaś to wszystko zostawić, zapytałam samą siebie w myślach.
I wtedy coś mnie olśniło. Zajrzałam pod łóżko i ponownie przeszukałam szuflady. Szukałam jakiegoś pamiętnika, dziennika, czegoś gdzie prowadziłabym notatki o swoim życiu… Ale nic takiego nie znalazłam. Tylko szkolne zeszyty. Nie znalazłam też telefonu komórkowego, w pokoju nie miałam laptopa ani komputera…
Albo byłam totalnym odludkiem i aspołeczną nastolatką, albo zataiłam wszystkie ślady, albo moi rodzice wszystko pochowali…
Od razu odrzuciłam drugą opcję. Pierwsza… była prawdopodobna. Patrząc na czarne ciuchy, zdałam sobie sprawę, że nie byłam radosną osobą. Trzecia była prawdopodobna… Postanowiłam, iż przeszukam inne pokoje i stałam już w progu, gdy usłyszałam czyjś szloch. Odwróciłam się i zobaczyłam, że na łóżku leży Caroline i płacze.
-Caroline? – wyszeptałam zdumiona.
Na dźwięk mojego głosu, dziewczyna, czy też jej duch, wzdrygnął się i spojrzał na mnie.
-Czego tutaj szukasz?! – krzyknęła zapłakana.
-Ja chcę tobie, sobie pomóc… - odparłam.
Dziewczyna podeszła do mnie i spojrzała mi w oczy.
-Jak? Co TY możesz zrobić? Cofnąć czas? – prychnęła.
-No nie wiem… Jeżeli mi pomożesz, to coś może uda mi się zrobić…
Caroline zaśmiała się. Miałam okazję uważnie się sobie przyjrzeć. Byłam taka ładna… Blond loki i te niebieskie oczy. Gładka cera i zgrabna sylwetka.
-Miałaś chłopaka? – zapytałam oszołomiona jej wyglądem.
Przestała się śmiać. Coś się w niej zmieniło. Jej spojrzenie… Patrzyła się na mnie i jakby się zamyśliła. Chyba w coś trafiłam…
-Caroline? Powiedz mi. Przecież jestem tobą – zachęcałam ją.
-Nie jesteś mną. Nie wyglądasz jak ja. Wyjdź z mojego domu.
-Caroline…
-Wyjdź stąd! Zostaw mnie w spokoju! Żyj własnym życiem, a nie moim! Nie pomożesz mi! Nikt mi nie pomógł, kiedy potrzebowałam pomocy, więc ty też mi nie pomożesz…
Caroline zniknęła. Postanowiłam, że uszanuję jej prośbę i wyjdę z domu. Jeszcze będzie mnie nawiedzać mój własny duch w snach… Takie coś już miało miejsce, no ale cóż…
Stwierdziłam, że wyjdę tak jak weszłam, dlatego udałam się do sypialni swoich rodziców. W swoim pokoju pozostawiłam wszystko na swoim miejscu.
Prędko opuściłam posesję i wróciłam do Mark’a. Nie było go w mieszkaniu, ale zostawił otwarte drzwi.
Usiadłam na kanapie i analizowałam wydarzenia jakie zaszyły w moim pokoju. Nie mogłam się zabić ot tak sobie. Coś musiało mnie do tego skłonić. Coś albo ktoś.
-O! Znalazła się moja zguba – usłyszałam głos Mark’a za swoimi plecami.
Spojrzałam się na niego i zapytałam:
-Dalej chcesz mi pomóc?
-Tak – odparł bez zastanowienia.
-Mam plan i przydasz mi się w nim, ale musisz robić, to co ci powiem.

2 komentarze:

  1. Wow! Nareszcie nowy rozdział jak zwykle świetny ;) Czekam na kolejny

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezły rozdział bardzo mi się podoba. xD
    Mam nadzieję, że następny rozdział dodasz już wkrótce.
    Oraz przyznam, że nadal nie wiem jaką rolę ma ten Mark, nie ogarniam go. O.o
    Więc pisz jak najszybciej żebym mogła zrozumieć. ;D

    OdpowiedzUsuń