Już kiedyś ta historia przyszła mi do głowy i nie mogę jej dokończyć... Mam nadzieję, że uda mi się to na tym blogu. :D
Prolog
22 luty 2012r.
Doktor Evans i doktor Jones zajmowali się kolejnym trupem-delikatnie
opisując ich codzienne zajęcie. Pracowali w prosektorium i dokonywali
sekcji zwłok. Dzisiaj otrzymali ciało młodej dziewczyny, która (rzekomo)
zeskoczyła z klifu, żeby popełnić samobójstwo.
Jeżeli chciała się zabić, to udało się, pomyślał John Evans.
-Biedna
dziewczyna-zaczął Henry.-Nie lubię takich dni, kiedy dostajemy ciała
dzieci i nastolatków. Wtedy widzę swoje dzieciaki...
-Henry...-urwał John.
-Młoda dziewczyna... Czemu chciała się zabić?
-Nie mam zielonego pojęcia.
Zapadła cisza. Doktorzy przyglądali się bladej twarzy i niebieskim oczom nieznanej dziewczyny.
-Wiesz,
co jest w tym najgorsze?-Henry Jones nie czekał, aż kolega odpowie.-To,
że nie widzę tutaj udziału osób trzecich. Jak my to powiemy jej
rodzicom?
-Wiemy już kim oni są? Wiemy kim ona jest?-pytał John wskazując na dziewczynę.
-To Caroline Amber. Jej rodzice to Marie i Brad Amber.
John zastanowił się przez chwilę nad wcześniejszymi słowami jego kolegi. Po minucie powiedział:
-Rozumiem
o co ci chodzi. Wolałbym usłyszeć, że moje dziecko zostało zabite, niż
że samo się zabiło. W obu przypadkach miałbym wyrzuty sumienia, ale w
tym drugim winiłbym się o to, że coś przeoczyłem, że czegoś nie
widziałem... Nie widziałem tego, iż moje dziecko nie chce żyć...
-Dokładnie-przyznał Jones.
Mężczyźni postanowili, że jeszcze raz obejrzą ciało dziewczyny, spiszą
raport, a potem... Potem powiadomią rodziców i sprawa Caroline Amber
zostanie zamknięta.
John uważnie przyglądał się Caroline.
Wolałbym
usłyszeć, że moje dziecko zostało zabite, niż że samo się
zabiło...-przypomniał sobie własne słowa i doszukiwał się śladów
mordercy, których niestety nie mógł znaleźć, aż do momentu gdy jego
wzrok zatrzymał się na szyi dziewczyny.
-Jones, spójrz na jej...
I wtedy stało się coś niebywałego. Caroline Amber zaczęła mrugać.
Mrugnęła trzy razy, po czym wzięła głęboki wdech. Jej spojrzenie
zatrzymało się na siwym Johnie.
Evans w swojej karierze nie spotkał się z czymś takim nie spotkał.
Osoba, która kilka sekund temu była trupem, teraz spoglądała na niego.
Przed trzydzieści lat nie przeżył czegoś takiego!
To cud!-stwierdził w myślach, po czym znowu spojrzał na jej szyję.
John miał już powiedzieć jego młodszemu partnerowi, żeby uciekali, lecz
był za bardzo oszołomiony, tak samo jak Jones. I to "oszołomienie"
wykorzystała Caroline.
Nastolatka usiadła w siadzie prostym na stole do sekcji i dalej
wpatrywała się w starszego doktora. Położyła dłoń na jego ramieniu i
spoglądała prosto w jego oczy.
Jej spojrzenie... jest takie hipnotyzujące, zauważył John.
Caroline przyciągnęła go do siebie w taki sposób, że jej usta od jego
pulsującej tętnicy pod skórą dzieliło zaledwie kilka milimetrów.
Czarnowłosa dziewczyna wgryzła się w tętnicę i łapczywie piłą krew
lekarza pozbawiając go życia.
Młody Henry był przerażony tym widokiem. Zaczął biec w stronę drzwi,
ale brunetka pozostawiła jego współpracownika na białych płytach sali i
pierwsza znalazła się przy drzwiach odgradzając drogę doktorowi. Jej
usta były we krwi, którą zlizywała powoli. Jones czuł, iż zaraz
zemdleje. Caroline przytrzymała go za ramiona i przybliżyła swoje usta
do jego ucha.
-Nie martw się, to nie będzie bolało. Twój kolega już nie cierpi. Zrobię to szybko-obiecywała.
W dwóch zdaniach nie skłamała.
John Evans już nie cierpiał.
Natomiast męczarnie Henriego nie trwały długo. Szybko pozbawiła go
życia, lecz Henry Jones z ostatnich sekund swojego życia zapamiętał
tylko ból.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz