wtorek, 20 listopada 2012

Rozdział 3

Witajcie Ludziki!
Przed sobą macie trzeci rozdział :D
Według mnie... Nic się w nim nie dzieje, ale nie martwcie się, już niedługo akacja będzie ciekawsza ( tak mi się wydaje).
I jeszcze jedna sprawa...
Zachęcam ( a może też i proszę) Was do komentowania. Wiecie, nie piszę tego, żeby mieć jak najwięcej komentarzy, wejść itp. A nie chcę Was szantażować np.: jeżeli pod tym postem nie będzie pięciu komentarzy to nie napiszę następnego-takie coś nie ma sensu. Po prostu jestem ciekawa jak WY to odbieracie. Czy Wam się podoba, czy nie. Może za mało jest emocji, akcji, opisów. Piszcie o wszystkim i wytykajcie najdrobniejsze błędy. Jestem otwarta na wszelkiego rodzaju krytykę, jak i na pochwałę :D 
Chyba, że nie chcecie chwalić i krytykować, tylko po prostu pogadać, pozdrowić, życzyć wszystkiego najlepszego, to o tym też piszcie ;)
Życzę miłej lektury :D


Wybiegłam na szpitalny parking i słońce oślepiło moje oczy. Dalej byłam na boso, lecz to mi nie przeszkadzało, żeby przebiec parking w dziesięć sekund.
Nie wiem czemu nie poszłam za głosem mojej mamy. Mogłam jej się pokazać i powiedzieć, że żyję i jest wszystko dobrze… Rany… Ja nie żyję… Ale przecież biegnę, oddycham, widzę, a inni widzą mnie. Przecież rozmawiałam z jednym lekarzem.
-…popełniła samobójstwo…- w mojej głowie ponownie zabrzmiały słowa mężczyzny.
Zabiłam się?
Zatrzymałam się i przypomniałam sobie obrazy z życia dwóch lekarzy, z których uczyniłam swój posiłek…
Usłyszałam klakson samochodu i w mgnieniu oka znalazłam się na masce czarnego BMW. Upadłam na ziemię i widziałam błękitne niebo… Gdzie ja jestem?
Widok pięknego nieba zasłoniła mi twarz mężczyzny. Brunet o czekoladowych oczach. Niedogolony. Ładnie pachnący. Miał ładne kości policzkowe…
-Musisz iść ze mną-powiedział.
Podniósł mnie z ulicy i wsadził na tylne siedzenia swojego auta.
Boże.
Jakiś facet właśnie mnie porywa…
-Zostaw mnie! Wypuść mnie stąd!- krzyczałam.
Szarpnęłam za drzwi, ale były już zamknięta.
-Nic się nie bój, nie zrobię ci krzywdy-mówił spokojnym, aksamitnym głosem.
Samochód ruszył. Nie wiem gdzie jechaliśmy.
-Chcesz mnie zabić? - zapytałam bez zastanowienia.
-Nie. Chcę ci pomóc.-Odparł, po czym odwrócił się w moją stronę, nie patrząc na jezdnię, i uśmiechnął się.
Kły.
-Tak jak ty jestem wampirem-dodał spokojnie.
Jestem wampirem?
O rany…
-Jak to? – spytałam zaskoczona tą nowiną.
-Nie wiem. Nie udzielę ci odpowiedzi na to pytanie, ale na inne bardzo chętnie.
-Gdzie jesteśmy?
-Kalifornia.
-A gdzie jedziemy?
-Do mojego apartamentu.
-Czemu mnie tam zabierasz?
-Jesteś nowym wampirem i muszę się tobą zająć.
Zadałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie wiem też jaki dzisiaj dzień, co robiłam wczoraj, przed wczoraj, gdzie mieszkam… Nie wiedziałam kim jestem… No dobra. Caroline Amber. Ale ile mam lat? Co lubię robić? Kim byłam wcześniej? Czemu…
-…nic nie pamiętam – stwierdziłam.
-Jeden z efektów zmiany w wampira – odpowiedział. – Tracisz wszystko – wyszeptał.
Oparłam się o tylnie siedzenia i uświadomiłam sobie, że właśnie straciłam wszystko… Rodzinę, wspomnienia… Wszystko…
-Znasz mnie? – postanowiłam dalej męczyć nieznajomego pytaniami.
-Powiedzmy.
-Skąd? Jak? Znałeś mnie wcześniej? A może… Ty mnie zmieniłeś w wampira?!
-Nie. Nie. I… nie.
-To kto?
-Dziewczyno nie wiem!
-Nie denerwuj się! Powiedziałeś, że odpowiesz na wszystkie moje pytania!
-Tak, ale myślałem, iż będziesz je wolniej zadawała, a nie pięć pytań na sekundę.
Zatrzymaliśmy się.
-A ty jak się nazywasz?
-Mark Kellong. – Przedstawił się. – Idź za mną.
Pokiwałam głową, po czym opuściliśmy samochód. Szłam za nim, a przed sobą miałam ogromny wieżowiec. Widać było, że mieszkają w nim bogaci ludzie i… wampiry.
Weszliśmy do środa przez drzwi obrotowe i jakbym była w innym świecie. Po lewo znajdowała się recepcja z szklanym blatem. Ściany były złote, a podłoga wykonana z białych płytek. Elegancji i stylu dodawały złote kolumny i obrazy namalowane przez artystów z przeróżnych epok.
Mark kiwnął głową recepcjoniście i szedł dalej. Natomiast ja podążałam za nim jak w amoku. Potem weszliśmy do szklanej windy, dzięki której można było podiwanić recepcję oraz słoneczną Kalifornię.
Wjechaliśmy na ostatnie piętro. Mark wprowadził mnie do swojego apartamentu.
Rany… Ile on miał kasy?!
Mieszkanie było pomalowane na biało, natomiast meble były ciemnobrązowe i taki też dominował kolor jeżeli chodzi o wystrój kuchni, salonu, łazienki…
W dodatku miał taras! Ogromny! Z widokiem na ocean…
Powiem tak: nie pamiętam nic z zeszłego tygodnia, ale wydaje mi się, że wampiry nie kojarzyły mi się z przepychem i bogactwem, bardziej z ciemnością, mrokiem, trumnami… A nie z jasnymi apartamentami z wygodnymi łóżkami.
-Przyznaj się, że musiałeś zabić jakiegoś prezydenta, żeby mieć forsę i tutaj zamieszkać – powiedziałam wyglądać przez okno.
-Gdybyś miała tyle lat, co ja i miała okazję wypróbować się w różnych dziedzinach i zawodach… to miałabyś tyle forsy, co ja – odparł.
-Ile masz lat? – spytałam oszołomiona widokami i wystrojem jego lokum.
-Więcej od ciebie.
-A ile ja mam lat?
-Caroline, masz siedemnaście lat.
Siedemnaście… Zaraz…
-Powiedziałeś, że mnie nie znasz – przypomniałam sobie naszą rozmowę w samochodzie.
Mark odwrócił się i podszedł do lodówki, z której wyjął woreczek z krwią. Wlał ją do szklanki, po czym wypił jej zawartość. Mieszkanie wypełniło się zapachem krwi grupy AB. Nie, wtedy nie miałam ochoty na krew.
-Chcesz się napić? – zapytał wskazując na pusty woreczek.
-Nie.
-Piłaś już dzisiaj. Racja. Co za dużo to nie zdrowo.
-Skąd to wiesz?
Wampir znalazł się przy mnie w mgnieniu oka. Niesamowite.
-Wyczuwam od ciebie to, że pozbawiłaś życia dwie osoby – powiedział.
Oderwałam od niego wzrok i zakryłam dłońmi swoją twarz jakbym miała się zaraz rozpłakać.
-Stałam się mordercą – stwierdziłam załamana tym faktem.
-Niestety, nie mogę temu zaprzeczyć, ale mogę cię pocieszyć.
-Jak?
-Ja też nim jestem znacznie dłużej niż ty i uwierz mi, że… nieważne.
-Powiedz mi o tym – nie wiem czemu, ale chciałam, żeby mi coś o sobie opowiedział (nawet jeżeli byłaby to mroczna historia o jego przeszłości).
Spojrzał mi w oczy, po czym oznajmił chłodnym tonem:
-Caroline, jesteśmy mordercami i dzięki temu żyjemy, więc przywyknij do tego.

1 komentarz:

  1. Boże, Boże, Boże!!!
    Nawet nie wiesz jak spodobało mnie się twoje opowiadanie. ;D
    Czekam na nowy rozdział oraz zapraszam do siebie:
    http://when-the-music-is-not-enough.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń